niedziela, 5 stycznia 2014

środa, 1 stycznia 2014

prawda zabija - rozdział XXVI

Obudziłem się, gdy jasne słońce zaczęło świecić w moje zamknięte oczy. Zmrużyłem oczy i powoli je otworzyłem, a potem rozejrzałem się po pomieszczeniu. Spoglądałem na wielki umeblowany pokój, który kosztował więcej niż cały mój dom. I wtedy przypomniałem sobie poprzednią noc.
Wielki zegar na ścianie sypialni Scarlet mówił, że jest ósma rano. Spojrzałem na Scarlet leżącą obok mnie, jej dłoń na mojej nagiej klatce.
Przypominała anioła, jej skóra czysta i biała, żadnych znaków ani siniaków, oprócz kilku ciemnych malinek, które zostawiłem na niej poprzedniej nocy. Poczułem, jak uśmiech wdziera się na moje usta, kiedy spoglądałem na malinki na jej szyi, klatce piersiowej i obojczykach.
Jej jasne blond włosy spływały jej po klatce piersiowej, zakrywając jej nagie piersi prawie, jakby była syreną w filmie. Jej włosy szyły aż do pępka po jej płaskim brzuchu. Sięgnąłem na przód, okręcając palec kosmykiem jej jasnych, jedwabnych włosów.
Jej oczy wciąż były zamknięte, jej ciemne rzęsy ogromnie kontrastowały z jej jasną skórą. Miała na twarzy spokojny, zadowolony wyraz, który sprawiał, że chciałem pozwolić jej wiecznie spać. Reszta jej ciała była przykryta cienką, białą jedwabną kołdrą, która kończyła się na jej tali.
Leżała na boku, twarzą do mnie. Miała tylko dłoń na środku mojej piersi, ale moja lewa ręka oplatała jej nagą, wąską talię, mój kciuk masował tatuaż na jej kości biodrowej.
Tatuaż był mały, ciemny i delikatnie opuchnięty tak, że łatwo wyczuwałem moje inicjały. Podobało mi się to. Pasowało mi to. Czułem się, jakby na zawsze była oznaczona jako moja. Scarlet była moja, Harry’ego Stylesa. I wszyscy, którzy mnie znają, natychmiastowo wiedzieliby, co znaczy ten tatuaż.
Zamknąłem oczy w zadowoleniu. Nigdy wcześniej nie miałem niczego takiego, ale zaczynałem się do tego przyzwyczajać. Wszystkie tamte dziewczyny lubiłem fizycznie, ale ledwo znałem emocjonalnie. To zazwyczaj był szybki, pijany seks lub zwykła zabawa.
Od czasu do czasu zasypiałem z dziewczyną, z którą spałem, ale to była rzadkość. Nie byłem zostawania u dziewczyny w domu. Dziewczyny miały tendencję do uczepiania się mnie. Próbowały mnie przytulać i obejmować podczas snu, przez co czułem się stłamszony i było mi niekomfortowo.
Ale jak kurwa zwykle, Scarlet była inna.
I to mnie zabiło. Częściowo, bo czułem, jak coraz bardziej się przywiązuję do Scarlet z każdą godziną i dlatego, że cholernie tego nie rozumiałem.
- Czemu się na mnie gapisz? – Scarlet zapytała, jej oczy zakryte sennością. Moje oczy wróciły na jej twarz i uśmiechnąłem z fałszywą skromnością.
- Bo jesteś piękna. – odpowiedziałem, mój głos niski. Zawsze był najniższy rano, kiedy wypowiadałem pierwsze słowa.
Policzki Scarlet lekko się zaróżowiły, a ona poruszyła się delikatnie pod przykryciem. Jej oczy zamknęły się, zanim ponownie się otworzyły i spojrzały na mnie.
- Jest wcześnie, przestań sprawiać, że się rumienie. – powiedziała, uśmiechając się do mnie. Jej dłoń opuściła moją klatkę i sięgnęła do mojego policzka. Umiejscowiła się tak, że jej głowa była na moim prawym ramieniu, jej twarz na tym poziomie co moja. Jej długie włosy ciągnęły się po jej gołych plecach i mojej wytatuowanej klatce piersiowej.
- Mmm.  -wymamrotałem na jej dotyk. Jej pomalowane na jasnoróżowo paznokcie wodziły delikatnie po moim policzku. Nawet delikatny dotyk jej palców mógł mnie pobudzić. Chwyciła delikatnie mój policzek, uśmiechając się do mnie.
- Haz. – wymruczała w moją twarz.
- Hm? – zapytałem, ciesząc się z jej dotyku. Uniosła dłoń nawet wyżej, jej dłonie przejechały po moich lokach, delikatnie je pociągając.
- Zamknij oczy.
- Czemu? – zapytałem, unosząc brwi. Spojrzała w dół i uśmiechnęła się.
- Po prostu to zrób.
- To dlatego, że nie chcesz, żebym widział cię nago? – zapytałem, przechylając głowę na bok.
Scarlet spojrzała w dół na białą kołdrę, która obecnie zakrywała jej ciało przed moim wzrokiem. Zaśmiała się cicho i pozwoliła swojej dłoni opuścić moją twarz.
- Nie ma pieprzonej opcji. – odpowiedziałem, uśmiechając się do niej szeroko.
- Harry.  – Scarlet zajęczała. Nawet jej głos mnie pobudzał.
- Scarlet, czy ty sobie ze mnie kurwa żartujesz? – zaśmiałem się, patrząc na nią - Widziałem cię nago wiele razy i całowałem każdy centymetr twojego nagiego ciała. Myślę, że już minęliśmy wstyd.
Scarlet zaśmiała się, wzdychając głośno.
- Nie wspominając o tym, że już kilka razy uprawialiśmy seks. Nawet-
- Okej, okej. – Scarlet przerwała mi, siadając i trzymając kapę dookoła jej nagiego ciała - Wezmę to.
Uśmiechnąłem się, kiedy wstała, ciągnąc kapę, kiedy się podniosła.
- Nie wydaje mi się. – powiedziałem, łapiąc róg kołdry i pociągnąłem go, eksponując ciało Scarlet.
- Harry! – Scarlet wrzasnęła, zakrywając jej nagie ciało. Zaśmiałem się gardłowo, kiedy pobiegła do łazienki - Szczerze cię nienawidzę.
- Wcale nie. – powiedziałem, puszczając do niej oko, kiedy ona uniosła środkowy palvr i zamknęła drzwi łazienki.
Dziesięć minut później wyszła z pod prysznica w miękkim, białym ręczniku. W jej domu były najbardziej miękkie ręczniki, które kosztowały koło pięćdziesięciu dolarów za sztukę. Ręczniki w moim domu kosztowały około pięciu.
Weszła z wielkiej szafy, dżinsowe szorty na jej nogach i obcisła bokserka.
- Nie. – pokręciłem głową, kiedy wyszła - Wróć tam i się przebierz.
- Co? Czemu? – zapytała, patrząc w dół na swoje ubrania.
- Po pierwsze, nie chcę, żeby inni faceci na ciebie patrzyli. I po drugie, nie będę w stanie cię nie przelecieć w miejscu publicznym, jeśli będzie miała to na sobie. – powiedziałem, zakładając ręce na piersi.
- Ale lubię tą koszulkę. – odpowiedziała, wydymając dolną wargę.
- A ja chciałbym nie mieć krwi na mojej koszulce przez dziesięć bójek, w które się wdam się dziś na imprezie South Side. – odpowiedziałem. Wszyscy wiemy, że mam zły temperament, a on jest najgorszy, kiedy chodzi o Scarlet i innych gości.
- Dobra. – wyrzuciła, przewracając oczami i odwracając się na pięcie. Uśmiechnąłem się, kiedy wyjąłem telefon z kieszeni.
Miałem trzy smsy od Jaya. Wszystkie było o dzisiejszej nocy. Dzisiaj. Dzisiaj pierwszy raz będę dilował. Ciężkie uczucie pojawiło się w moim brzuchu.
Scarlet i ja idziemy dziś na imprezę na plaży. Ale kiedy minie północ, będę musiał wyjść i pojechać na miejsce wymiany. Wciąż nie byłem pewny, co powiem Scarlet.
Nienawidziłem jej okłamywać. Najpierw o zakładzie, a teraz to. Ale… za bardzo się bałem, że ją stracę. Miałem przeczucie, że jeśli Scarlet dowie się o mojej dilerce, ucieknie ode mnie i się nie obejrzy.
Scarlet wróciła, tym razem miała na sobie te same szorty i bokserkę, ale założyła na wierzch delikatny sweter, rękawy sięgały jej tylko do łokci.
- Dobra dziewczynka.  – powiedziałem, sięgając na przód i całując ją. Pozostała bez emocji, nie oddała pocałunku, ale tylko tam stała.
Całowałem ja wciąż i wciąż, próbując otrzymać od niej odpowiedź, ale ona tylko stała. Jej upór podniecił mnie i podsycił moją ukrytą złość.
- Jesteś złą, że kazałem ci się przebrać? – wymamrotałem w usta Scarlet, ciągnąc jej krocze na moje.
- Jestem zła, że jesteś dupkiem. – odpaliła, jej komentarz sprawił, że roześmiałem się gardłowo.
- Kochanie. – powiedziałem, całując ponownie jej usta. Tym razem odpowiedziała, jej usta otworzyły się naprzeciwko moich, jej delikatna złość sprawiła, że pocałunek był bardziej agresywny niż zazwyczaj. Jęknąłem w jej usta, moje dłonie uformowały się na jej pupie,
Nagle drzwi jej sypialni się otworzyły i uderzyły w ścianę.
Scarlet i ja odsunęliśmy się od sienie i zobaczyliśmy Woodsa stojącego w drzwiach, jego oczy były delikatnie rozszerzone.
- Czego do cholery chcesz? – burknąłem, robiąc krok w jego stronę. Nienawidziłem go. Nienawidziłem w nim wszystkiego.
- Harry. – Scarlet powiedziała, wbiegając między Woodsa i mnie, jej ręka na mojej klatce - Cofnij się.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że masz towarzystwo... – Woods ciągnął, patrząc na Scarlet, kompletnie mnie ignorując. Scarlet posłała mu uprzejmy uśmiech.
- W porządku, nie przejmuj się tym. – powiedziała wesołym głosem - Potrzebujesz cze-
- Nie wchodzi się tak po prostu do jej pokoju. – przerwałem Scarlet, patrząc na Woodsa - Była goła jakieś pięć pieprzonych minut temu!
- Harry!  – Scarlet wydusiła, odwracając się, żeby na mnie spojrzeć.
- Nie, ma rację. – Woods powiedział, patrząc na mnie - Nie powinienem był wchodzić. Mógłbym zobaczyć coś, czego nie powinienem.
Scarlet wciąż była odwrócona od Woodsa, patrząc na mnie w szoku. Oczy Woodsa przejechały w dół po ciele Scarlet, kiedy mówił o widzeniu czegoś, czego nie powinien.
- Zamknij się kurwa. – wyburczałem. Właśnie dawał Scarlet jakiś znak szacunku, wydawało się, że jest dżentelmenem.
- Harry. – Scarlet wydusiła ponownie, trzeci raz w ciągu ostatniej minuty - Musisz wyjść.
- Każesz mi wyjść? – zapytałam, niedowierzając. Uśmieszek pojawił się na ustach Woodsa przez co chciałem go stamtąd usunąć.
- Tak. – Scarlet powiedziała szybko, łapiąc mnie za rękę - Oboje wychodzimy.
Spojrzałem na Woodsa. Jego oczy były tak czarne, jak wcześniej, kiedy patrzył na Scarlet. Uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Idziemy na imprezę. Możesz powiedzieć moim rodzicom, że nie będzie mnie do późna? – Scarlet zapytała, zatrzymując się przed Woodsem. Skinął - Oh, i czy mógłbyś nie wspominać, że Harry tu nocował?
- Dla ciebie wszystko. – Woods odpowiedział, żartobliwy uśmiech na jego wargach, ale wtedy spojrzał znowu na nią. Odwróciłem się ciągnąc Scarlet za sobą. Przeszliśmy jej długim podjazdem do mojego samochodu, natychmiastowo weszliśmy do środka.
- Nie możesz po prosu grozić gościom mojej rodziny, Harry, bez względu na to czy ich lubisz, czy nie. – Scarlet powiedziała drażniąco.
- Cholera, Scar! – burknąłem, uderzając dłońmi w kierownicę, na co podskoczyła na swoim siedzeniu.
- Czy jesteś taka ślepa, że nie widzisz, że ten gość próbuje się do ciebie dobrać? Patrzy na ciebie, jakbyś była kawałkiem mięsa! Nie pozwolę mu kurwa-
Scarlet pochyliła się nad środkiem samochodu, jej drobna dłoń chwyciła moją wielką. Słuchała moich przekleństw, masując kciukiem moją dłoń.
Przestałem mówić i wszystko co zostało to mój ciężki oddech. Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut. Scarlet patrzyła na mnie myśląc, kiedy robiłem wszystko, co w mojej mocy, by opanować złość.
- Kocham cię. – powiedziała, jej oczy spojrzały na mnie spod jej ciemnych rzęs.
Pozostałem cicho, moja wolna dłoń przejechała po włosach we frustracji. Nie zasługiwałem na jej cierpliwość. Większość dziewczyn siedziałaby cicho i uciekła w chwili, kiedy miałaby na to szansę. Ale Scarlet brała to za okazję, żeby się do mnie zbliżyć.
- Woods jest moją przeszłością. – powiedziała w ciszy.
- Wiem. – powiedziałem cicho, brzmiąc jak dziecko.
- A ty jesteś moją przyszłością. – powiedziała takim samym tonem.
Uśmiechnąłem się do niej, moje palce złączyły się z jej, a ja odpaliłem samochód i wyjechałem z jej podjazdu.
~~
- To moja ulubiona piosenka! – Perrie zapiszczała, kiedy obserwowałem, jak łapie Scarlet za rękę - Zatańczmy!
- Okej, okej! – Scarlet zachichotała, podając mi swoje picie i posłała mi biały uśmiech, idąc za Perrie w głąb plaży, gdzie była głośniejsza muzyka.
Obserwowałem, jak rusza biodrami do rytmu, chichocząc i tańcząc, kiedy Perrie wpadła na nią. Wyglądała tak niewinnie i radośnie, jakby to był najlepszy moment w jej życiu.
Wziąłem łyk mojego piwa i sprawdziłem czas w telefonie. Była prawie jedenasta trzydzieści. Mam mniej niż dwadzieścia minut, zanim będę musiał wyjść, żeby dotrzeć na miejsce.
- Spraw, żeby to było jeszcze bardziej kurwa oczywiste, czemu nie? – Zayn powiedział, kiedy podszedł do mnie, piwo w dłoni. Jego oczy były na miejscu, w którym stały Perrie i Scarlet, cień uśmiechu na jego twarzy. Zayn prawie w ogóle się nie uśmiechał.
- O czym do cholery mówisz? – zapytałem.
- Wyglądasz na niespokojnego i widziałem, jak sprawdzałeś godzinę piętnaście razy w ciągu ostatnich trzech minut. Louis powiedział mi, co się dziś dzieje.
- Przepraszam, że wszyscy nie jesteśmy ekspertami w sprawie narkotyków. – powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Nie jestem chujem, stary. – Zayn westchnął, przejeżdżając dłonią po włosach.
- Cóż, to dla ciebie coś nowego. – wyrzuciłem.
- Słuchaj. – Zayn zaczął, patrząc na mnie - Wiem, że nie raczej nie zdobędę tytułu przyjaciela roku. Cholernie przeszkadzałem twojemu związkowi i próbowałem wciągnąć twoją dziewczynę w narkotyki…
- Do czego kurwa zmierzasz?
- Zmierzam do tego, że mi przykro. Zgaduję, że byłem po prostu zgorzkniały. Ale mam Perrie z powrotem, już pamiętam, jak to jest. I… chcę pomóc.
- Pomóc jak? – zapytałem.
- Chcę zrobić tą transakcję za ciebie. – Zayn powiedział. Zaśmiałem się i pokręciłem głową.
- Mam prawie osiemnaście lat Zayn, mogę to zrobić sam.
- Haz, to nie ty. Ty nie dilujesz. Ja tak. Robiłem to niezliczoną ilość razy i nie mam nic do stracenia. Ty, ty masz Scarlet. Wiem, że nie powiedziałeś jejo dzisiejszym interesie.
- Więc? – wzruszyłem ramionami.
- Przestań pieprzyć dookoła. Ty i ja, oboje wiemy, że będzie poważne gówno, jeśli ona się dowie. Ale Perrie wie, że diluję. Nie mam nic do stracenia. I chcę ci wynagrodzić za to, jakim kutasem byłem, przeszkadzając ci tym zakładem.
- Zayn. –zawahałem się. Chciałem mu powiedzieć, żeby zrobił ten interes, żeby po prostu to zrobił i zdjął ze mnie ten ciężar. Ale teraz miałem odpowiedzialność. Jeśli chciałem jasnej przyszłości z nowym, większym gangiem, nie mogłem zachować się jak ciota - Nie mogę.
- Haz, nawet nie powiem Jayowi i Markowi, że ja to zrobiłem. Możesz wziąć zasługi na siebie, przyrzekam. – westchnąłem.
- Muszę to zrobić. Doceniam to, ale to czas, żebym kurwa dorósł. – powiedziałem. Zayn otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Skinął, wyglądając na pokonanego.
- W takim razie lepiej już idź. Chcesz być wcześnie. To da ci korzyści. – Zayn powiedział cicho. Moje oczy znowu powędrowały na Scarlet. Wciąż kołysała biodrami i ruszała rękami do muzyki.
Uśmiech na jej różowych jak guma do żucia ustach, a ona wyglądała na tak szczęśliwą jak wcześniej. Nie chciałem nic bardziej niż przejść przez plażę i spędzić z nią resztę nocy.
Dwa miesiące temu pomagałem jej wsiąść do mojego samochodu, po tym jak się upiła i uciekła od Aleca. To była pierwsza noc, kiedy zasnęła w łóżku ze mną. Wtedy wszystko się zaczęło.
I teraz była dla mnie wszystkim. I wszystko, o czym mogłem myśleć to to, jak zawiedziona byłaby, gdyby wiedziała, gdzie idę. Ale nie mogłem teraz zmienić zdania. Było dla mnie za późno.
- Wiem. – powiedziałem - Pożegnam się ze Scar i idę.
- Powodzenia, Haz. Jeśli coś pójdzie nie tak, po prostu do mnie zadzwoń. – Zayn powiedział, klepiąc mnie w plecy. Posłałem mu mały uśmiech i siknąłem, odchodząc do Scarlet.
Poprosiłem, żeby podeszła, z dala od głośnej muzyki. Scarlet uśmiechnęła się i podeszła kilka metrów do miejsca w którym stałem, odsuwając się od chmary ludzi.
- Hej kochanie. – powiedziałem, moje ręce otoczyły ją, kiedy pocałowałem ja mocno. Uśmiechnęła się i odsunęła.
- Zatańcz ze mną. – uśmiechnęła, zgryzając wargę. Moje serce delikatnie zakuło, kiedy posłałem jej smutny uśmiech.
- Właściwie to muszę odebrać brata od znajomych, bo mama jest w pracy. Ale nie będzie mnie tylko godzinę. I wtedy z tobą zatańczę. – uśmiechnąłem się. Nienawidziłem jej okłamywać, ale robiłem to, żeby ją chronić.
- Oh. – Scarlet skinęła - Mogę jechać z tobą!
- Nie. – powiedziałem, prawdopodobnie za szybko - To znaczy, zostań tu z Perrie. Nie chcę cię ciągać. Niedługo wrócę kochanie. Nie martw się.
- Oh. – twarz Scarlet posmutniała delikatnie - Cóż, dobrze. Jesteś pewny?
- Pozytywnie. – odpowiedziałem. Uśmiechnęła się do mnie znowu, pochylając się, żeby mnie pocałować.
- Znajdź mnie, kiedy wrócisz, okej? – uśmiechnęła się. Skinąłem, smutny uśmiech na moich ustach.
- Okej. – zgodziłem się. Obserwowałem, jak posłała mi ostatni uśmiech i odwróciła się, żeby odejść. Sięgnąłem przed siebie, chwytając jej rękę i odwracając ją w moim kierunku.
- O co chodzi? – zapytała zaniepokojona, przeszukując moja twarz. Moje usta się otworzyły, gotowe, by powiedzieć jej wszystko, ale nie mogłem.
- Po prostu… – wydusiłem - Kocham cię.
Twarz Scarlet się zrelaksowała, a ona się uśmiechnęła.
- Ja ciebie bardziej. – powiedziała, odchodząc na plażę i zostawiając mnie samego.
~~
Dwadzieścia minut później wysiadałem z mojego samochodu w wyznaczonym miejscu. To był stary, opuszczony park, w którym nigdy nie byłem. Sięgnąłem pod moje siedzenie w samochodzie, wyciągnąłem bój pistolet i włożyłem go do tylniej kieszeni.
Byłem kilka minut wcześniej i było tu czarno. Jedyne światło pochodziło z kilku latarni dookoła parku. Narkotyki były na tyłach mojego samochodu zamknięte w pudłach.
Instrukcje Jaya były takie, żebym wziął kasę i zaprowadził ich do samochodu. To dawało mi jakieś korzyści.
Zamknąłem samochód, zrobiłem krok przed siebie i zamarzłem.
Mark stał przede mną.
Mark, przywódca gangu. Mark, człowiek, który był dla mnie jak ojciec. Mark, człowiek, który powinien być za miastem.
- Witaj Harry. – stał tam, broń w jego dłoni i usatysfakcjonowany wyraz na twarzy.
Byłem w pobliżu Marka, odkąd byłem dzieckiem. Kiedy skończyłem trzynaście lat, wziął mnie do biznesu. Był najlepszym przyjacielem mojego ojca, więc wiedział, że moja rodzina potrzebowała pomocy.
Ale teraz miałem niepewne uczucie.
- Co ty tu robisz? – zapytałem z ciekawością, moja dłoń powędrowała do mojej tylniej kieszeni, by poczuć broń. To dawało mi trochę zabezpieczenia, ale nie dużo.
Był tu, żeby mi pomóc z transakcją? Albo żeby ją nadzorować, skoro to mój pierwszy raz?
- Niestety, mój chłopcze, jestem tu, żeby cię zabić. – przez jego słowa ciarki przeszły mi po plecach, a moje serce się zatrzymało.
- Co? – wdusiłem, mając nadzieję, że Mark zacznie się śmiać i powie mi, że to kawał. W opuszczonym parku byłem tylko ja i on.
- Harry, Harry, Harry. – Mark kręcił swoi pistoletem w dłoniach, jego tatuaże świeciły w świetle księżyca - Taki młody, tak nieprawdopodobnie głupi.
- Nie rozumiem. – wyrzuciłem.
Mark zaśmiał się do siebie, jego perliście czarne oczy obserwowały mnie.
- Powiedz mi Harry, czy pamiętasz, jak zginął twój ojciec? – zapytał, zaskakując mnie. Co mój ojciec miał wspólnego z faktem, ze Mark miał mnie dzisiaj zabić?
- Byłem młody. – powiedziałem szybko - Interesy z narkotykami poszły źle.
- Byłeś tam. – Mark zaśmiał się ironicznie - I to nie były interesy. To było ustawione. Tak samo jak dziś. I tak samo jak dziś, ja byłem tym, który kogoś zabije.
- Zabiłeś mojego tatę? – powiedziałem, moje oczy szerokie - Ale dlaczego? Byliście przyjaciółmi. Czemu miałbyś go tak zdradzić?
- Bo dokładnie tak jak ty, wszedł w moją pieprzoną drogę. – Mark burknął, spoglądając na mnie - Zaczął zdobywać coraz więcej klientów i ludzie słuchali go bardziej niż mnie. Mogłem powiedzieć, że lubił zyskiwać władzę. Zaczął się robić łapczywy, a ja nie zamierzałem pozwolić mu zająć mojego miejsca.
- Więc wymyśliłeś interes, podałeś mu lokalizację i zastrzeliłeś go? Kiedy ja czekałem w samochodzie? – zapytałem, mój umysł wirował.
- Dokładnie. – Mark zarechotał  - A wtedy poszedłem, wyciągnąłem cię z samochodu i powiedziałem ci, że został zastrzelony. A ty płakałeś w moich ramionach. Czy to nie ironia? Opłakiwałeś ojca w rękach jego mordercy.
- Ty bestio. – burknąłem, mój mózg w końcu zdał sobie sprawę z tego, jak wściekły byłem - Mój tata ci ufał. Ja ci ufałem.
- Ach tak, a ja wychowałem cię tak samo, prawda Harry? Ale zrobiłem błąd, dokładnie tak, jak za pierwszym razem z twoim ojcem. Wychowałem mężczyznę takiego jak ja. Lubisz władzę. Lubisz pieniądze. I przede wszystkim pragniesz więcej.
- Nie jestem do ciebie w niczym podobny. – wyrzuciłem.
- Mylisz się, Harry, tak się mylisz. – Mark powiedział sztywno, jego palce przejechały po spuście jego broni.
- Więc chodzisz dookoła i zabijasz swoich najlepszych ludzi? Kiedy zaczynasz się bać, że będą mieli większą władzę niż ty? – wyrzuciłem zniesmaczony.
- Tylko wtedy, kiedy zaczynają mi zagrażać, tak jak twój ojciec i ty. Jay? Żadne zagrożenie. Lubi kontrolę, ale boi się kompletnej władzy. Nie obawiam się, że będzie próbował przejąć władzę w gangu. W przeciwieństwie do ciebie.
- Jay i chłopaki będą wiedzieli, że mnie zamordowano. – powiedziałem drżąco, patrząc na broń w dłoniach Marka.
- Prawda. W końcu znajdą twoje ciało. Ale zabiorę towar z tyłu twojego samochodu, tam je położyłeś, prawda? I wtedy podrzucę im pomysł, że interesy nie poszły tak, jak trzeba.
Poczułem, jak moje serce przyspiesza. Miał rację. To było dla niego idealne.
- Myślisz, że jestem jakimś amatorem, Harry? Inny gang, z którym Jay kontaktował się w sprawie tego towaru, to przez cały czas byłem ja. Tymczasem Jay myśli, że jestem za miastem i robię interesy. Naprawdę byłem kilka kilometrów od miasta. Mam idealne alibi.
Miał rację, miał.
- A wtedy, kiedy Jay zadzwoni do mnie, żeby mi powiedzieć, że natknął się na twoje ciało, po tym jak nie zadzwoniłeś, żeby powiedzieć czy się udało, będę udawał zaskoczonego. Nawet pójdę na twój pogrzeb, żeby zyskać szacunek, tak samo jak zrobiłem z twoim ojcem. Bo, jak powiedziałeś, był moim najlepszym przyjacielem. A ty byłeś dla mnie jak syn.
Mark uśmiechnął się do mnie niezdrowo, przez co chciałem wymiotować. Jak mogłem się tak o kimś mylić? Jak to było możliwe?
- Idź do piekła. – wyrzuciłem.
- W końcu to zrobię. Ale niestety dla ciebie, ty będziesz tam pierwszy.
Kiedy Mark skończył zdanie, uniósł dłoń, pistolet był gotowy, by wystrzelić. Skoczyłem w dół na trawę i wtoczyłem się pod mój samochód.
Usłyszałem kroki Marka. Moje serce biło szybciej z każdą sekundą. Sięgnąłem do kieszeni i wykręciłem numer Zayna.
- Nie bądź pieprzoną ciotą, Styles! Chcę patrzeć, jak światło opuszcza twoje oczy! – Mark krzyknął w parku. Było ciemno i musiał nie zauważyć, jak wtaczam się pod samochód.
Jeśli Zayn odbierze i mnie nie usłyszy, natychmiast będzie wiedział, że byłem w tarapatach. Tarapatach oddalonych o dwadzieścia minut. Musiałem kryć się przed Markiem tak długo, jak to możliwe.
Ale nie mogłem chować się wiecznie. Spojrzałem spod samochodu i zobaczyłem Marka tyłem do mnie. Teraz miałem szansę.
Wyczołgałem się spod samochodu, liście pod moimi stopami marszczyły się pod moim stopami. Mark odwrócił się i wycelował we mnie. Sięgnąłem do tylniej kieszeni, wyjmując mój pistolet.
To była broń, z której nigdy nie strzelałem. To była broń, której myślałem, że nigdy nie będę musiał użyć.
- To wstyd, że do tego doszło, Styles. – Mark westchnął, kręcąc głową - Ale bądźmy szczerzy, i tak podążałeś w tym kierunku. Jesteś niczym innym niż zwykła szumowina. Kradniesz, dilujesz, ranisz ludzi, żeby zarobić na życie.
- Mam więcej, niż ty kiedykolwiek będziesz mieć.  – powiedziałem, mój oddech był nierówny, kiedy mocno trzymałem pistolet w moich dłoniach.
- Co, twoją rodzinę? Kiedyś też ją miałem, Harry. Nic specjalnego. – Mark wzruszył ramionami - Ale ta dziewczyna, jak jej było na imię, Scarlet? Ona jest czymś specjalnym. Ale jak powiedziałem, jesteś pieprzoną szumowiną. Nie zostałaby z tobą po tym miesiącu.
- Jesteś tylko złym chłopcem, którego sprawiła sobie bogata dziewczyna, żeby zbuntować się rodzicom. A dla ciebie była tylko dziwką, której zdobycie wymagało trochę więcej poświęcenia, huh? Jesteś idiotą, jeśli uwierzyłeś, że naprawdę jej na tobie zależało. Ale hej, może zależało jej wystarczająco na tyle, żeby pokazać się na twoim pogrzebie.
- Nie mów o niej. – krzyknąłem, mój głos wrzeszczał, a moje żyły dygotały - Kocham ją. Jest dla mnie wszystkim, oprócz pieprzonej dziwki.
Mój puls przyśpieszał, a ja myślałem, że dostanę zawału. Czułem, jak pot spływa mi po szyi, kiedy trząsłem się z nadmiaru adrenaliny.
- Tak bardzo ci na niej zależy? Cóż, to twój pierwszy błąd. – Mark uśmiechnął się do mnie niezdrowo - Niech nigdy nie zależy ci na tym, co możesz stracić, bo wiesz co? To może być użyte przeciwko tobie.
- Jest tego warta. – powiedziałem sztywno. Mark pokręcił głową w dezaprobacie, jego oczy pojaśniały.
- Nie będzie tego warta, kiedy zabiję ją w taki sam sposób jak zamierzam ciebie, boleśnie i jak psa. Jak śmiecia zostawię w lesie, żeby cię ktoś znalazł. – Mark się uśmiechnął i zrobił krok przed siebie, moje nozdrza zadrżały. Mark odbezpieczył swoją dłoń, patrząc na moją.
- Nigdy nic ci kurwa nie zrobiła. – krzyknąłem.
- Czy ty tego kurwa nie łapiesz? To nie ma cholernego znaczenia! – Mark wrzasnął, tracąc całą cierpliwość - Czy ty myśliz, że miałem powód dla każdej osoby, którą zabiłem? Nie. Ale fakt, że ona może być użyta przeciwko tobie jest dla mnie wystarczającym motywem, nawet jeśli jesteś martwy. Nie potrzebuję powodu. Mogę zabić kogo kurwa chcę.
- Powinienem jej posłuchać i odejść od gangu, kiedy miałem szansę. – powiedziałem równomiernie, bardziej spokojnie. Moje emocje były dzikie. Nie wiedziałem, co myśleć.
- Cóż, pomyśl o niej, a może będzie mniej bolało. – Mark powiedział.
Wszystko działo się w zwolnionym tempie.
Obserwowałem, jak na twarzy Marka pojawia cię koncentracja, jego palec naciskał na spust. Mój palec nacisnął na mój spust, wystrzały zadzwoniły jak głośne dzwony.
Czułem się, jakbym płoną i wiedziałem, że dostałem. Mój wzrok rozmył się, zanim mogłem powiedzieć, czy trafiłem Marka. Upadłem na ziemię, ból rozchodził się po całym moim ciele.
Gdzie dostałem? Czułem ból wszędzie. Usłyszałem głosy. Zobaczyłem światła. Moja głowa się kręciła. Byłem zdrętwiały.
Wiedziałem, że tracę przytomność. Ciemność zaczęła się zbierać, więc pomyślałem o moim świetle. Myślałem o jedynym świetle, jakie znałem.
Scarlet. Scarlet. Scarlet.


- Obudziłeś się. – powiedział głos obok mnie, kiedy powoli otworzyłem oczy. Słyszałem wolne dzięki z monitora. Moje oczy padły na przewody w moich rękach.
Wszystkie moje myśli krążyły po głowie. Co się stało? Jakim kurwa cudem byłem żywy?
Spojrzałem na moje lewo i zobaczyłem Louisa, Nialla, Liama i Zayna.
- Haz, obudziłeś się. – Louis powtórzył z uśmiechem. Skinąłem, mały uśmiech na moich ustach, kiedy poruszyłem się na szpitalnym łóżku.
- Co się do cholery stało? – zapytałem, mój głos skrzypliwy.
- Postrzelono cię wczoraj w nocy. – Zayn powiedział
- Przez Marka. – wyjaśniłem, a chłopcy skinęli.
- Doszliśmy do tego, kiedy dotarliśmy na miejsce. – Zayn powiedział - Kiedy dostałem od ciebie telefon i cię nie słyszałem, wiedziałem, że coś się stało. Lou i ja szybko tam pojechaliśmy i znaleźliśmy cię krwawiącego na ziemi, kulka w ręcę. Mark był kilka metrów dalej, martwy. Złożyliśmy to w całość.
- Zabił też mojego tatę. – powiedziałem - Chronił się.
- Nie wierzę, że zwrócił się przeciwko tobie. – Niall powiedział smutno - Wszyscy go podziwialiśmy.
Reszta chłopców zgodziła się z nim i skinęła, ja też. Ciężko to było zrozumieć.
- Co powiedział o tym Jay? – zapytałem.
- Nie powiedzieliśmy mu. – Liam powiedział - Wzięliśmy narkotyki z twojego samochodu i wrzuciliśmy je do rzeki. Nie wiedzieliśmy komu ufać i pomyśleliśmy, że jeśli Jay dowie się, że zabiłeś Marka, może źle zareagować. Więc zrobiliśmy tak, żeby wyglądało na to, że interesy poszły źle. Tak jak chciał to zrobić Mark.
Skinąłem. To było mądre. Najbezpieczniejsze rozwiązanie.
- Więc Jay nie ma pojęcia, że zabiłem Marka? – wyjaśniłem, mrużąc oczy. Miałem ból głowy prosto z piekła.
- Nie. – Liam pokręcił głową - Jay jest bardzo poważny w sprawie gangu. Nawet jeśli wyjaśnisz mu, co się stał, Jay może wziąć stronę Marka. Ubóstwiał go.
- Zabiłby mnie. – zgodziłem się. Spojrzałem w dół na moje ręce w bandażach.
- Przestrzelił ci mięśnie i kość. Nic bardzo poważnego, wrócisz do formy. – Louis powiedział, obserwując mnie - Kulka mogła zrobić dużo gorsze rzeczy. Jesteś szczęściarzem.
- Nie czuję się tak. – wymamrotałem. Szybko usiadłem prosto, moje oczy się rozszerzyły - Gdzie do cholery jest Scarlet?
Przez całą wczorajszą zdradę i strzelaninę, zapomniałem o groźbach Marka w kierunku Scarlet. Mojej Scarlet. Chciałem ją zobaczyć, nie, musiałem ją zobaczyć.
- Uspokój się, Haz, jest na dole, poszła po kawę. Spała z tobą w twoim łóżku przez ostatnie dziesięć godzin, trzymając twoją rękę w śmiertelnym uścisku. – Louis powiedział, radosny uśmiech na jego twarzy.
- Twoja mama też tu była, ale poszła odebrać twoich braci jakieś pięć minut temu. Wszyscy bardzo się martwili i chcieli cię zobaczyć. – powiedział Niall.
- Czy moglibyście iść po Scarlet, proszę, muszę ją zobaczyć.– powiedziałem zdesperowany - Chłopcy skinęli szybko i wyszli z pokoju, by po nią pójść. Zayn poszedł za nimi i zamknął drzwi, po czym odwrócił się do mnie.
- Harry, o co chodzi? – zapytał cicho - Powinieneś się cieszyć, że nic ci nie jest, ale… wyglądasz, jakbyś wolał być martwy.
- Ja. – powiedziałem, nie chcą mówić tego, co miało opuścić moje usta - Muszę zerwać ze Scarlet.
- Zwariowałeś kurwa? Dlaczego? – Zayn krzyknął, patrząc na mnie, jakbym był szalony.
I byłem, naprawdę. Jakimś cudem dostałem dziewczynę kompletnie nie z mojej ligi, a ona zakochała się we mnie. Nigdy nie będę miał szansy z dziewczyną taką jak Scarlet, głównie dlatego, że nikt nie jest taki jak Scarlet.
Była piękna, wytrzymywała ze mną, moja złość jej nie straszyła i nie sprawiała, że ode mnie uciekała. Została ze mną mimo moich problemów.
- Scarlet jest w niebezpieczeństwie, jeśli ze mną chodzi. – westchnąłem, masując oczy. Nie mogłem tego kurwa znieść - Mark otworzył mi wczoraj oczy, Zayn. Jeśli ją kocham, ludzie mogą użyć ją przeciwko mnie. Nie chcę, żeby stała jej się krzywda, przez moją decyzję o byciu cholernym dilerem.
- Har-
- Nie, byłem tak cholernie głupi! – wrzasnąłem, uderzając dłonią w łózko - Naprawdę wierzyłem, że mam szansę na przyszłość z nią. Myślałem, że skończymy szkołę, przeprowadzimy się i pójdziemy razem na studia, zamieszkamy razem. Ja? Członek gangu? Nigdy nigdzie nie pojadę. Utknąłem w tym gównianym mieście na resztę mojego pieprzonego życia.
- Wiem. – Zayn skinął.
- I po prostu nie mogę uciec. Po prostu mnie zastrzelą. Lojalność to u Jaya najważniejsza rzecz. Jeśli powiem mu, że chcę odejść, zastrzeli mnie bez mrugnięcia okiem.
- Pewnie. – Zayn zgodził się - I wtedy pewnie dorwie Scarlet, skoro jest powodem, dla którego chciałeś odejść.
- Nie mogę stawiać jej na tym miejscu. Jeśli coś jej się stanie.. – westchnąłem - Nigdy sobie kurwa nie wybaczę. Wolałbym widzieć ją bezpieczną beze mnie, niż w niebezpieczeństwie ze mną.
- Jesteś pewny, że chcesz do zrobić, Harry? – Zayn powiedział po chwili - Po tym jak ją odeślesz, nie będzie odwrotu. Już nie będzie twoja.
- Wiem. Ale muszę. – powiedziałem, mój głos łamał się na tą myśl. Czemu to było tak cholernie trudne? - Musisz mi pomóc.
- Co chcesz, żebym robił?
- Musisz powiedzieć jej o zakładzie.
- Harry... – Zayn zawahał się, kręcą głową - Nie wie-
- Zayn... – powiedziałem - To dla cholernego bezpieczeństwa. Po prostu to zrób. Proszę.
- Czemu wyciągać zakład? Mógłbyś po prostu powiedzieć jej prawdę, że robisz to dla jej bezpieczeństwa – Zayn powiedział. Spojrzałem na drzwi. Może być tu w każdej chwili.
- To nie zadziała. – pokręciłem głową - Scarlet jest uparta i niezależna. Powie, że nie obchodzi jej to i zostanie ze mną. Musiałbym ją zranić, żeby mnie zostawiła.
Spojrzałem za okno w szpitalnej sali i zobaczyłem, jak winda się otwiera, Scarlet i chłopcy z niej wyszli. Spojrzałem nalegająco na Zayna.
- Proszę. – nalegałem. Zayn skinął patrząc na dół.
- W porządku. Zrobię to.


*Punkt widzenia Scarlet*
(k u r w a)

- Nie martw się, Scarlet, wszystko z nim w porządku. Chciał cię zobaczyć. – Louis powiedział, kiedy biegłam przez korytarz.
- Więc jest okej, jak powiedział lekarz? – zapytała, patrząc na Nialla. Skinął, uśmiechając się.
- Jest zmęczony, ale w porządku. Pewnie będzie potrzebował kilku tygodni na powrót do formy, ale niedługo wróci do normalności.
Westchnęłam w uldze, kiedy wszyscy weszliśmy do windy. To była okropna noc. Dostałam telefon od Zayna prawie o pierwszej w nocy, kiedy stałam na plaży z Perrie.
Chłopcy wszystko wyjaśnili. Powiedzieli mi o dilerce i Marku. Czułam się zdradzona, że Harry mnie okłamał, ale to uczucie zostało wyparte przez radość, że przetrwał.
Popędziłam do szpitala i zostałam w łóżku Harry’ego całą noc. Wyszłam dopiero jakieś dwadzieścia minut temu, żeby pójść po kawę, a on w końcu się obudził.
Winda się otworzyła, a my przeszliśmy przez lobby do sali Harry’ego. Otworzyłam delikatnie drzwi i spojrzałam na chłopców za mną.”
- Idziecie? – zapytała. Pokręcili głowami.
- Pewnie chce cię zobaczyć sam na sam. – Liam posłał mi zachęcający uśmiech, a ja skinęłam. Otworzyłam drwi i weszłam do środka.
Harry siedział na swoim łóżku w szpitalnej pidżamie. Tatuaże rozpościerały się na jego rękach i torsie, a jego włosy były porozrzucane na głowie.
Jego oczy przywarły do mich, jego oczy w cienkiej linii. Spojrzałam na bok i zobaczyłam siedzącego obok Zayna, miał taki sam wyraz twarzy.
- Jak się czujesz? – zapytałam, uśmiechając się, kiedy stałam obok łóżka Harry’ego. Pochyliłam się, łapiąc jego rękę. Dobrze było widzieć go obudzonego. Tak bardzo bałam się wczoraj w nocy.
Harry wyrwał swoją rękę, jakby się paliła. Spojrzałam na niego zmieszana. W jego oczach nie było szczęścia ani światła. Nie uśmiechał się.
- Harry, co się stało? – zapytałam, marszcząc brwi. Przykucnęłam, żeby być z Harrym twarzą w twarz. Jego twarzy była zimna i twarda. To mnie przeraziło.
- Musisz wyjść. – powiedział monotonnym głosem. Było zupełnie inaczej w porównaniu do tego, jak wcześniej zachowywał się w stosunku do mnie.
- Co? – zapytałam głupio.
- Idź do domu, Scarlet. I nie wracaj. – słowa Harry’ego były proste i dosadne. Ale było tak, jakby mówił innym językiem. Po prostu nie rozumiałam.
- Co? Co zrobiłam? – zapytałam, moje oczy się rozszerzyły - Jeśli chodzi o ciebie i twoją dilerkę to mnie to nie obchodzi! Możesz to robić, jeśli tego chcesz. Nie obchodzi mnie to!
Teraz byłam rozszalała. Nie mogłam stracić Harry’ego przez coś tak głupiego jak dilerka. Nie mogłam.
- Nie chodzi o to. – Harry powiedział, jego oczy spotkały moje. Były ciemne, niemal czarne.
- Więc o co? – zapytałam cicho - Co zrobiłam?
Harry przełknął ślinę, jego oczy gapiły się na moje.
- Zaliczyłem cię dla zakładu.
Cisza uderzyła pomieszczenie. Moja pierś uderzyła podłogę. Moje usta wyschły.
- Co? – powiedziałam głosem tak cichy, że nie wiem, czy można nazwać go szeptem.
- Kiedy przyszłaś do South Side, Zayn i ja założyliśmy się, że zaliczę cię w dwa miesiące. Nigdy cię nie lubiłem, Scarlet. To był tylko zakład.
- Nie. – wyszeptałam, szybko kręcąc głową. Moje oczy stały się wilgotne - Kłamiesz.
- Zayn. – Harry wrzasnął - Powiedz jej.
Odwróciłam się, by spojrzeć na Zayna. Jego oczy były na ziemi, powoli na mnie spojrzał. Jego twarzy była niepewna i przerażona.
- To prawda. – powiedział krótko. Zgryzłam wargę, jęk opuścił moje usta, kiedy spojrzałam na Harry’ego.
- Co do cholery jeszcze tutaj robisz? – wrzasnął, patrząc na mnie z niesmakiem - Wypieprzyłem cię i miedzy nami koniec. Wynocha.
Stałam zamrożona. Moja głowa wirowała. Moje oczy się rozmywały. Moje serce waliło.
- Jak mogłeś to zrobić? – zapytałam w szoku, ciągnąć wargę, żeby przestać płakać - Kochałam cię.
- To twój błąd. Nie mój. – Harry powiedział krótko, wzruszając ramionami. Jego oczy pociemniały nawet bardziej, kiedy na mnie patrzył - Teraz wypierdalaj.
Odwróciłam się, wypełniając żądanie Harry’ego. Pozwoliłam stopom zaprowadzić się do drzwi, mój umysł nie działał. Otworzyłam drzwi, nie chcąc nic więcej, oprócz odejścia od tego miejsca najdalej jak się da.
Czułam się zdrętwiała i odwróciłam się. Zayn nie chciał spojrzeć mi w oczy, jego twarz skierowana była ku podłodze, jakby była czymś interesującym. Harry patrzył na mnie z takim samym zimnym wyrazem.
Powiedziałam dwa słowa, które wiedziałam, że zranią go najbardziej, zanim wyszłam.
- Ufałam ci.
Jakoś dałam radę to powiedzieć, bez drążącego głosu i bez płaczu. Wtedy odwróciłam się, minęłam chłopców i weszłam do windy. Wyszłam ze szpitala, łzy spływały mi po twarzy.
Odeszłam od chłopaka, którego wargi zostawiły bliznę na moim ciele, którego inicjały były na moim biodrze i którego imię zostawiło bliznę na moim sercu.
________________________________
tłumaczyła ania

jezu ryczę po prostu ryczę + słucham "the climb" miley boże zalałam sie hcujbefwvhdasdknlm

jak u was?
jezu nie mogę no nie mogę :(((((

musze sie opanować lol
boze harry zrobił to z  takim obrzydzeniem palant, biedna scar

; ( | TumblrAudrey crying :,(
baby :( | via Tumblr
Don't cry...



WSZYSCY PŁACZEMY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

OKEJ TERAZ SŁUCHAMY, KONIEC UŻALANIA SIE
NADCHODZI DRUGA CZĘŚĆ - " RENEWED INNOCENCE"
PROLOG(KTÓRY JEST NIEMIŁOSIERNIE DŁUGI) + 1 ROZDZIAŁ POJAWIĄ SIĘ 5 STYCZNIA 2014 ROKU, DLA JASNOŚCI, TUTAJ
LISTA INFORMOWANYCH NA TYM BLOGU ZOSTANIE ZAMKNIĘTA, WIĘC JEŚLI CHCECIE, WPISUJCIE SIĘ W RENEWED JAK CHCECIE DALEJ CZYTAĆ:D
DLATEGO ZAPRASZAM TERAZ NA TAMTEGO BLOGA A TYCH KTÓRZY JESZCZE NIE WPISALI SIĘ DO INFORMOWANYCH - JEST ZAKŁADKA "INFORMUJĘ" WIĘC WBIJAĆ XD

OKEJ WIĘC CHCIAŁYBYŚMY PODZIĘKOWAĆ ZA WSZYSTKOOOOOOOOOOOOOO, ZA TYLE WYŚWIETLEŃ OMG, ZA TYLE KOMENTARZY I W OGÓLE NAPRAWDĘ KOCHAMY WAS CHOCIAŻ NIE OKAZUJEMY TEGO HAHA I NĘKAMY WAS O KOMENTARZE ALE TO Z MIŁOŚCI, ROZUMIECIE<33333333333333333333333

szczśęliwego nowego roku<333333333


SZUKAMY WOODSA NA TWITTERA

także teraz zapraszam was na drugą część:)

nie moge uwierzyć że to koniec, naprawdę :o
nie chcę stąd iść ech:(

do napisania 5 stycznia:*

ania i oliwia

lol dwa razy opublikowałam ten rozdział niechcący hehehehhe


WŁAŚNIE PRZECZYTAŁAM PIERWSZY ROZDZIAŁ RENEWED HARRY TO DEBIL, UŁOM, FRAJER I DUPEK APPAPAPAPA